Jak wcześniej informowaliśmy, 39-letni Waldemar W. zmarł w nocy z 14 na 15 listopada ub. r. Rodzina przez dwa miesiące przetrzymywała zwłoki w jednym z pokoi. Pomieszczenie było zamknięte, drzwi oklejone taśmą, a próg obłożony kocami. Przeprowadzona sekcja zwłok w Zakładzie Medycyny Sądowej w Gdańsku wykluczyła działanie osób trzecich.
Zdaniem prokuratora rejonowego w Chojnicach Mieczysława Brunke, prokuratura prawdopodobnie nie postawi zarzutu bezczeszczenia zwłok. “Niewątpliwie sprawa skierowana zostanie do Sądu Grodzkiego z wnioskiem o ukaranie za niepochowanie zwłok w zakreślonym przez ustawę terminie 72 godzin“ - powiedział nam Mieczysław Brunke. Krewni zmarłego nie udzielili prokuraturze jasnej odpowiedzi, dlaczego tak długo przetrzymywali ciało. Z ich wypowiedzi można było wywnioskować, że liczyli oni na zmartwychwstanie.
Nasi reporterzy byli w Lichnowach. Pytali rodzinę Waldemara W. o powód zwlekania z pochówkiem. “Tego i tak nikt nie zrozumie, my też nie potrafimy tego wyjaśnić“ - tłumaczyła rodzina - “ale jak tylko próbowaliśmy coś zrobić, brat zmarłego miał silne ataki konwulsji i obawialiśmy się, że on też może umrzeć. Dlatego z zawiadomieniem o zgonie czekaliśmy, aż Mietek wstanie“. Mieczysław W. , brat zmarłego, stwierdził, że jego słowa zostały przekręcone. “Wstać miałem ja, a nie zmarły“ - tłumaczył.
Rodzina W. przez mieszkańców Lichnów uznawana jest za sektę. Od trzech lat posądzana jest o dziwne praktyki religijne