W związku z wejściem w życie 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych (RODO) zmieniamy naszą Politykę Prywatności i Regulamin Portalu.

Prosimy o zapoznanie się ze zmianami. Więcej informacji na temat przetwarzania Twoich danych osobowych znajdziesz tutaj:

Zamknij okno
Zamknij okno  X

Radio Weekend

Słuchaj on-line:

Słuchaj Radia Weekend

Teraz Gramy (graliśmy wcześniej):

.

.

Na antenie:

.

.

Napisz do nas:

  • czwartek, 18 czerwca 2020 9:20

Chojnice REPORTAŻ W WEEKEND FM

"Chcemy oddać twarz ofiarom". Przełomowe badania archeologiczne w Dolinie Śmierci w Chojnicach

Chcemy oddać twarz ofiarom. Przełomowe badania archeologiczne w Dolinie Śmierci w Chojnicach

Kiedy 17. listopada 1939 roku Niemcy przyszli po Alojzego Słomińskiego z Brus, jego córka Urszula Steinke miała 14 lat. Przez całą wojnę wierzyła, że tata żyje. Niestety, okazało się, że podobnie jak setki innych mieszkańców regionu został rozstrzelany na polach biegnących wzdłuż drogi prowadzącej z Chojnic do Igieł. Po 80 latach Dolinę Śmierci - jak od tego czasu nazywa się to miejsce - po raz pierwszy dokładnie badają teraz archeolodzy. Grupą kieruje pochodzący z Chojnic dr archeologii Dawid Kobiałka. Naukowcy chcą dokładnie poznać miejsca drugowojennych egzekucji na Polakach oraz przybliżyć historię ofiar.

Archeologia Doliny Śmierci - Reportaż Arka Jażdżejewskiego - posłuchaj

 

Archeologia Doliny Śmierci

Projekt dr Kobiałki realizowany jest pod nazwą „Archeologia Doliny Śmierci”. Badania prowadzi Fundacja Przyjaciół Instytutu Archeologii i Etnologii Państwowej Akademii Nauk. Środki na ten cel przekazało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pierwsze prace terenowe rozpoczęły się w pierwszej połowie maja. W sobotę 13 czerwca około dwudziestu badaczy wyposażonych w wykrywacze metalu ponownie eksplorowało obszar przy ulicy Igielskiej w Chojnicach.

W sobotę 13 czerwca Dolinę Śmierci eksplorowało ok. 20 badaczy

– Interesuje nas teren od oczyszczalni ścieków, do mleczarni. Miejcie na uwadze to, że potencjalnie chodzicie po grobach - mówił podczas porannej odprawy do wolontariuszy dr Dawid Kobiałka, kierownik projektu.

– Nie szukamy po prostu przedmiotów, tylko chodzi nam o informacje, które wydobędziemy z tych artefaktów. Każdy przedmiot jest trójwymiarowo namierzany, szukamy materialnych śladów po tych zbrodniach. Szukamy najróżniejszych przedmiotów. To mogą być łuski, guziki, ozdoby, monety, rzeczy, które mogły ofiary mieć, zgubić - instruował zgromadzonych dr Kobiałka.

Projektem badawczym kieruje pochodzący z Chojnic dr Dawid Kobiałka

Dolina Śmierci w Chojnicach to miejsce, gdzie w czasie II wojny światowej dochodziło do mordowania miejscowej inteligencji, duchowieństwa, ludzi zamożnych oraz zupełnie zwyczajnych obywateli miasta i regionu. Ale nie tylko. Jak tłumaczy dr Kobiałka, z niektórych dokumentów wynika, że w drugiej połowie stycznia 1945 roku, w miejscu gdzie dziś znajduje się pomnik, Niemcy mieli zamordować, a potem spalić i pochować nawet kilkaset osób, które były pędzone według różnych relacji z Bydgoszczy lub Grudziądza. Dziś o tamtych wydarzeniach przypomina monument.

FRAGMENT NAPISU NA POMNIKU UPAMIĘTNIAJĄCYM OFIARY DOLINY ŚMIERCI:

W PAŹDZIERNIKU 1939 R. NIEMCY UTWORZYLI W BUDYNKACH CHOJNICKICH KRAJOWEGO ZAKŁADU OPIEKI SPOŁECZNEJ OBÓZ ZATRZYMAŃ. ZOSTALI W NIM UMIESZCZENI PRZEDE WSZYSTKIM MIESZKAŃCY CHOJNIC I OKOLIC WYSELEKCJONOWANI M.IN. SPOŚRÓD TUTEJSZEJ INTELIGENCJI.

WIĘKSZOŚĆ Z PRZETRZYMYWANYCH W OBOZIE POLAKÓW ZOSTAŁO ZAMORDOWANYCH NA POBLISKICH POLACH IGIELSKICH. ZABIJANO ICH STRZAŁEM W GŁOWY ORAZ PRZEZ UDERZENIA TĘPYMI NARZĘDZIAMI.  CIAŁA OFIAR WRZUCANO DO ROWÓW STRZELECKICH I PRZYSYPYWANO WARSTWĄ PIASKU. EGZEKUCJE TRWAŁY OD PAŹDZIERNIKA DO GRUDNIA 1939 R. SPRAWCAMI NAJCZĘŚCIEJ BYLI MIEJSCOWI NIEMCY, CZŁONKOWIE ORGANIZACJI VOLKSDEUTSCHER SELBSTSCHULTZ DZIAŁAJĄCEJ POD NADZOREM SS.

Przed rozpoczęciem badań terenowych, uczestnicy badań złożyli hołd pomordowanym w Dolinie Śmierci

Oddać twarze ofiarom

– Jednym z naszych celów jest jakby oddanie twarzy tym ofiarom, ponieważ bardzo często w opracowaniach historycznych, które są opracowaniami syntetycznymi, dana ofiara, dany człowiek jest sprowadzany do imienia, nazwiska, zawodu i okoliczności śmierci. A my próbujemy między innymi poprzez naszą stronę internetową opisywać i pokazywać część ofiar, które tutaj zostały zamordowane - mówi Dawid Kobiałka.

Jedną z ofiar Doliny Śmierci jest Alojzy Słomiński, który przed wojną, od początku lat dwudziestych ubiegłego wieku prowadził w Brusach dobrze prosperującą przetwórnię owoców i warzyw.

– Nam się bardzo dobrze powodziło. Ojciec założył przetwórnię, skupował grzyby, jagody, wysyłał dużo towaru do Niemiec, do Gdańska - wspomina córka Alojzego Słomińskiego Urszula Steinke, dziś mieszkanka Chojnic. 

"Miałam 14 lat, tatę zabrało dwóch Niemców"

17. listopada 1939 roku pod dom Alojzego Słomińskiego w Brusach podjechał samochód z czarną budą. Jak wspomina Urszula Steinke, na pace siedziało już trzech innych mieszkańców Brus, Stanisław Koliński, Leonard Wróblewski i Leon Wańtowski, ówczesny kierownik szkoły. 

– To był piątek, ja miałam 14 lat, przyszło dwóch Niemców, kazali się ojcu ubrać i zabrali go ze sobą. Ojciec pożegnał się z nami wszystkimi, podszedł do święconej wody, przeżegnał się i naturalnie, popłakał się. Wsadzili mojego ojca do tej budy i pojechali do Chojnic - mówi Urszula Steinke

Urszula Steinke z fotografią ojca Alojzego Słomińskiego, który zginął w Dolinie Śmierci

Dźwięki wykrywaczy metali i tyczki GPS

Już kilka minut po rozpoczęciu sobotnich poszukiwań wykrywacze metalu co kawałek zatrzymują badaczy.

– Mamy łuskę mauserowską, tutaj leży - wskazuje jeden z wolontariuszy. Tuż obok ktoś inny znajduje monetę.

Moneta znaleziona podczas poszukiwań w Dolinie Śmierci

– Na pierwszy rzut oka łuski nie są interesującym przedmiotem, ale patrząc z perspektywy historii tego miejsca, czyli miejsca, gdzie rozstrzeliwano na masową skalę mieszkańców, łuski mogą wskazywać na miejsca, gdzie do tych mordów dochodziło. Więc z punktu widzenia naukowego łuska może być kluczowym artefaktem dla tego, co robimy i chcemy robić przez najbliższe miesiące - mówi dr Kobiałka.

Miejsce znalezienia każdego przedmiotu jest dokładnie oznaczane za pomocą GPS-u

– Ja przy użyciu sprzętu geodezyjnego, w tym przypadku GPS RTK namierzam każdy z odkrytych obiektów - mówi również pochodzący z Chojnic Filip Wałdoch, doktorant na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. – Te namiary zostaną wykorzystane, by powstała planigrafia z tych badań. Zlokalizowanie każdego obiektu pozwala zbadać przestrzenną dystrybucję obiektów zabytkowych na terenie Doliny Śmierci. I ta lokalizacja może potem wskazać miejsca, w których rozstrzeliwano Polaków - wyjaśnia. 

Przyszła pocztówka od taty, ale ojca nie było

W sobotę 18 listopada 1939 roku, dzień po tym, jak Niemcy zabrali z Brus do Chojnic Alojzego Słomińskiego, jego rodzina otrzymała od niego pocztówkę.

– Ojciec pisał, że znajduje się w Zakładzie Poprawczym i prosił, żeby starszy brat przywiózł jemu ciepłą odzież. I kazał pozdrowić dwóch Niemców w Chojnicach, ojca znajomych. Po prostu liczył, że oni może go stąd wyciągną - wspomina córka Słomińskiego, Urszula Steinke.

– Jeszcze tego samego dnia mój brat Edmund pojechał do Chojnic, do tego Zakładu Poprawczego, ale tam już ojca nie było. Jak się pytał, gdzie jest, to powiedzieli mu, że jest wywieziony. No i tak całą wojnę czekaliśmy, że może ojciec wróci - mówi Urszula Steinke.

Przez całą wojnę wierzyliśmy, że ojciec żyje

– Przyjechała taka Niemka z Niemiec, taka pani, która odbierała u nas towar. Ona pojechała tu do starosty w Chojnicach, pytać się, gdzie jest ojciec. Taki Jaeger był starostą. On powiedział, że tyle, co on wie, to Słomiński został wywieziony do Stutthofu, więc myśmy przypuszczali, że ojciec jest w Stutthofie. I tak całą wojnę czekaliśmy na przyjazd ojca. Ja chodziłam stale, zawsze chodziłam na dworzec, bo myślałam, że może z jakiegoś pociągu wysiądzie ojciec - relacjonuje pani Urszula.

Pod koniec grudnia 1939 roku do rodziny Słomińskich przyszedł zwolniony właśnie z Zakładu Poprawczego w Chojnicach mężczyzna o nazwisku Pokrzywnicki. - On pochodził z Męcikała, powiedział mojej mamie, że ci z Brus, którzy zostali zabrani z Brus, 18 listopada zostali rozstrzelani, prawdopodobnie tam, na Igłach. A myśmy w to nie wierzyli, bo myśmy myśleli, że on jest w Stutthofie. Myśmy całą wojnę wierzyli, że ojciec po prostu żyje - mówi Urszula Steinke.

Dziś Dolina Śmierci na nowo budzi zainteresowanie

Informacja o badaniach archeologicznych w chojnickiej Dolinie Śmierci szybko obiegła media polskie i zagraniczne. O poszukiwaniach dr Kobiałki napisał między innymi brytyjski dziennik "Daily Mail". Sprawą interesuje się również lokalna społeczność.

Badacze w Dolinie Śmierci, sobota 13 czerwca

Jak podkreśla Dawid Kobiałka, badania naukowe to z jednej strony określona działalność, ale też pewna praktyka społeczna.

– My jako archeolodzy jesteśmy coraz bardziej wrażliwi na ten aspekt działalności naukowej. To, co robimy, robimy faktycznie dla nauki, ale też robimy dla lokalnej społeczności i co ważne z lokalną społecznością.

– Zakładaliśmy, że oddźwięk na nasze prace będzie relatywnie niewielki, że ludzi historia sprzed 80 lat może już nie specjalnie interesować. Okazuje się, że jest wręcz odwrotnie, że ludzie sami się do nas zgłaszają, sami piszą, że mają pojedyncze zdjęcia, że z miłą chęcią je przekażą na potrzeby realizacji projektu, ponieważ pradziadek albo dziadek zginął w Dolinie Śmierci - mówi dr Kobiałka.

Do poszukiwań z wykrywaczem metalu włączyli się między innymi bracia Radosław i Patryk Kerszk z Chojnic, których pradziadek został rozstrzelany na Polach Igielskich.

Pradziadek Radosława i Patryka Kerszk z Chojnic zginął w Dolinie Śmierci. Bracia przyszli pomóc w badaniach

– Pradziadek zginął 11 listopada 1939 roku, był urzędnikiem pocztowym. Został rozstrzelany i wykopany po prawej stronie od pomnika Doliny Śmierci - mówi Radosław Kerszk. – Pradziadek został rozpoznany, wiemy, gdzie jest pochowany, więc jesteśmy tu z czysto patriotycznych pobudek i żeby pomóc. Wreszcie ten teren będzie przeszukany dokładnie. 

– Na razie trafiliśmy tylko na kapsle, ale to dopiero początek, więc mamy nadzieje, że coś znajdziemy - mówi Patryk Kerszk. 

Michał Wawrzyniak z Chojnic podczas badań w Dolinie Śmierci

– Ja interesuje się historią, zawsze interesowały mnie czasy współczesne, czyli już od II wojny światowej, co się działo w Chojnicach. A więc zainteresowałem się tym i tak się tu znalazłem - mówi z kolei Michał Wawrzyniak, od 40 lat rodowity chojniczanin, który również przyszedł do Doliny Śmierci z wykrywaczem metalu. – Jest to dla mnie duże przeżycie, bo gdzieś jednak próbuję odgrzebać tę przeszłość, dowiedzieć się, co faktyczne się stało, gdzie miało to miejsce.

Po 80 latach nadal wiadomo niewiele

– W ramach naszych badań będziemy próbowali odkryć, zmapować i zadokumentować materialne ślady po tych wydarzeniach drugowojennych, ponieważ po niespełna 80-latach my w istocie nie wiemy, gdzie dokładnie dochodziło do tych zbrodni i ile udało się odkryć w trakcie ekshumacji w 1945 roku - mówi dr Kobiałka. 

Powojenne ekshumacje. "Ojca rozpoznałam po kamaszach, kształcie głowy i obrączce"

Ekshumacje ofiar zbrodni w Dolinie Śmierci w Chojnicach rozpoczęły się w 1945 roku.

– Jak były te ekshumacje, to był ´45, poszłam z koleżanką na te Igły. Poszłyśmy zobaczyć, czy ojciec w ogóle tam jest, czy znajdziemy - opisuje Urszula Steinke.

– Szłyśmy tam, gdzie były te rowy, przechodziłyśmy wzdłuż tych rowów. Tam widzieliśmy te wszystkie zwłoki. Tu była głowa, a tu nogi. Tu znowu głowa, a tu nogi. W jednym takim grobie leżała kobieta i miała figurkę Matki Boskiej, to pamiętam jeszcze dzisiaj. No i tam nie znalazłam niestety ojca - wspomina Urszula Steinke.

– Wtedy dopiero pan Jednoralski, dentysta z Brus, u którego mój ojciec leczył zęby, on nam wskazał, gdzie to jest, poszłyśmy z nim. On nas tam zaprowadził, tam gdzie oni leżeli w tych rowach. W każdym razie po butach go poznał, po tych kamaszach. Ja rozpoznałam ojca po siwych włosach, kształcie głowy i właśnie tych kamaszach, które tacie szewc robił na zamówienie. No jeszcze była obrączka w kamizelce, z inicjałami mojej mamy "Waleria Słomińska" - relacjonuje Urszula Steinke.

Jednak, jak przyznaje dr Kobiałka tamte ekshumacje nie były dokładne.

– Wiadomo, że tego rodzaju prace nie były pracami naukowymi. To nie były prace archeologiczne, One były robione w pośpiechu, niedokładnie i zakładamy, że różnego rodzaju ślady z czasów II wojny światowej po tych egzekucjach, ale też po ekshumacjach musiały przetrwać do chwili obecnej. I my będziemy próbowali je odkryć - mówi dr Dawid Kobiałka.

 

Pierwszy mały sukces badaczy

– Prostą, ale nadzwyczaj ważną rzeczą, którą udało nam się odkryć i zadokumentować, to potwierdzenie występowania rowów strzeleckich, okopów na wysokości mniej więcej dzisiejszych Igieł. Ponieważ z wielu relacji świadków wynika jasno, że na tych polach znajdowały się rowy strzeleckie i tam są groby, ale poprzez kilkadziesiąt lat użytkowania pól, orania, bronowania, ślady po tych okopach były nieczytelne, po prostu wszystko było wyrównane i my dzisiaj, jestem pewien, że będziemy w stanie ten fragment okopów przebadać i zadokumentować dosłownie z dokładnością do centymetrów. To nie jest ważne odkrycie, ale bardzo ważne w kontekście historii Doliny Śmierci - mówi dr Kobiałka.

Po żniwach dalsze prace archeologiczne

– Dzisiaj robimy drugie podejście z wykrywaczami metali. W przyszłym tygodniu robimy badania geofizyczne, tutaj na łące w dolinie śmierci, są to badania georadarowe i tak zwana magnetyka. To są badania, które mają nam pozwolić na rejestrację anomalii pod ziemią. I tak naprawdę potem zaczynamy z przełomem lipca i sierpnia, kiedy okoliczne pola będą już po zbiorach, no i tam ta metodyka będzie kontynuowana, czyli badania geofizyczne na wytypowanych obszarach, oczywiście badania z wykrywaczami metali i od połowy sierpnia wykopaliskowe, które będą otwarte dla lokalnej społeczności - zapowiada dr Kobiałka.

Niech ludzie się dowiedzą

Pogrzeb Alozjego Słomińskiego odbył się w 1945 roku w Brusach. Ojciec pani Urszuli spoczął na tutejszym cmentarzu pomordowanych. 

– Trumnę ojca nieśli strażacy, bo ojciec był też prezesem straży pożarnej - mówi córka zamordowanego. 

Od 1961 roku Urszula Steinke mieszka w Chojnicach. Każdego roku 1 września przychodzi do Doliny Śmierci, by zapalić znicz i wziąć udział w uroczystościach upamiętniających ofiary.

Informację o badaniach doktora Dawida Kobiałki przyjęła z zadowoleniem. 

– To bardzo ważne, bardzo się cieszę, że o tym się mówi. O tym było cicho, a teraz przynajmniej się wszyscy dowiedzą, jak i co. Bo dużo ludzi nie wie nawet, że tam, na tych Igłach tyle ludzi zostało zamordowanych. 

 

Jeśli ktoś z Państwa chciałby się podzielić wspomnieniami, dokumentami lub zdjęciami dotyczącymi historii Doliny Śmierci, prosimy o bezpośredni kontakt z dr Dawidem Kobiałką. Nr tel. 733 233 431; email: dawidkobialka@wp.pl. 


Wszelkie materiały (w szczególności informacje lokalne, zdjęcia, grafiki, filmy) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Zabronione jest bez zgody Redakcji Radia Weekend FM/portalu weekendfm.pl wyrażonej na piśmie pod rygorem nieważności: kopiowanie, rozpowszechnianie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie w całości lub we fragmentach informacji, danych, materiałów lub innych treści poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym.
Copyright © 2001-2024 Radio Weekend, PETRUS Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, Korzystanie z portalu oznacza akceptację regulaminu - polityki prywatności - polityki plików cookies
Powiadomienie o plikach cookie Strona korzysta z plików cookies do celów statystycznych. Korzystając z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki będą one zapisane w pamięci urządzenia, więcej informacji na temat zarządzania plikami cookies znajdziesz w Polityce prywatności. zamknij