
Artykuł sponsorowany
W związku z wejściem w życie 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych (RODO) zmieniamy naszą Politykę Prywatności i Regulamin Portalu.
Prosimy o zapoznanie się ze zmianami. Więcej informacji na temat przetwarzania Twoich danych osobowych znajdziesz tutaj:
Zamknij oknoWarszawa. Wersja, według której upadek rosyjskiej rakiety pod Bydgoszczą 16 grudnia nie był umyślnym atakiem ze strony Rosji, jest wygodna zarówno dla wojska, jak i dla polityków. Ale nie można wykluczyć, że rakietę wysłano nad Polskę celowo, by pokazać nam, jak jesteśmy słabi - zauważa kmdr. rez. Maksymilian Dura, ekspert portalu Defence24.pl.
Słowa komandora Dury brzmią wiarygodnie, biorąc pod uwagę, że Rosja po agresji na Ukrainę nie zaniechała działań mających dzielić społeczeństwa i polityków za zachodzie. Chaotyczna polityka informacyjna rządu w sprawie incydentu pod Bydgoszczą, zaniechanie na kilka miesięcy poszukiwań rakiety, wreszcie oskarżenia ze strony szefa MON Mariusza Błaszczaka, że najwyżsi rangą dowódcy nie powiadomili go o sytuacji (wojskowi utrzymują, że dopełnili wszystkich niezbędnych procedur), mogła zachwiać zaufaniem opinii publicznej do zapewnień ministra, że Polska ma skuteczną obronę powietrzną, a armia działa w symbiozie z rządem.
- Mamy warstwę wojskową, która przebiega swoimi torami. I mamy warstwę polityczną, zwłaszcza w czasie trwającej ostrej kampanii wyborczej, gdzie dość ewidentnie sprawy przygotowania obronnego Polski były do niedawna jeszcze potężnym argumentem na korzyść władz. I ta narracja w ciągu dosłownie kilku dni od kwietnia, dość mocno się posypała. Nie mamy wielowarstwowej obrony przeciwlotniczej, która nam pozwala nie zastanawiać się co nam na niebo wlatuje - podsumowuje płk. rez. dr Piotr Łukasiewicz, były ambasador w Afganistanie, ekspert "Polityki Insight".
Słuchaj w: