
Artykuł sponsorowany
W związku z wejściem w życie 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych (RODO) zmieniamy naszą Politykę Prywatności i Regulamin Portalu.
Prosimy o zapoznanie się ze zmianami. Więcej informacji na temat przetwarzania Twoich danych osobowych znajdziesz tutaj:
Zamknij oknoJak zeznały pielęgniarki - do momentu pojawienia się służb - próbowały ewakuować chorych.
Chciały gasić, ale drogę do gaśnicy odciął im czarny, gryzący dym. Tak przed Sądem Rejonowym w Chojnicach, w procesie w sprawie pożaru w chojnickim hospicjum, zeznawały opiekunki, które pełniły tu dyżur w nocy z 5 na 6 stycznia 2020 roku. W wyniku pożaru, jaki zaprószył wtedy jeden z pensjonariuszy, zginęły cztery osoby. A szefowie hospicjum Jerzy Krukowski i Barbara Bonna odpowiadają dziś za niedopełnienie obowiązków w zakresie ochrony przeciwpożarowej i za nieumyślne spowodowanie śmierci tych ludzi.
Jak zeznały pielęgniarki - do momentu pojawienia się służb - próbowały ewakuować chorych. Czy jednak umiały to robić i były w tym zakresie odpowiednio przeszkolone?
- Miałam szkolenie ustne, teoretyczne, ale praktycznego nie - mówiła w sądzie jedna z opiekunek Danuta K.-W., a sąd odczytał także jej zeznania z policyjnego śledztwa:
- Z tego, co pamiętam, po przyjęciu do pracy miałam szkolenie ustne, rozmowę z prezesem hospicjum, było to szkolenie w zakresie BHP oraz PPOŻ. Z tego, co pamiętam, po tej rozmowie podpisałam dokument z tego szkolenia. Nie przypominam sobie, aby od sierpnia 2019 r. w hospicjum było przeprowadzone szkolenie bądź ćwiczenia praktyczne z ewakuacji pacjentów. Nie pamiętam, aby były przeprowadzone szkolenia z użycia gaśnicy. Nie pamiętam, aby ktokolwiek pokazywał mi drogi ewakuacyjne.
Sąd odczytuje zeznanie Danuty K.
Na sali Danuta K.-W. przypomniała sobie, że w momencie przyjmowania do pracy w hospicjum Jerzy Krukowski oprowadził ją po obiekcie i pokazał m.in., gdzie są dyżurka, winda i drzwi.
Podobnie zeznała Monika Sz. Jerzy Krukowski "coś mówił". Kobieta nie pamiętała jednak, czy kiedykolwiek o tym, co robić w razie zagrożenia. A właśnie to interesowało prokuraturę. Prokurator Renata Szamiel pytała, dlaczego po odkryciu pożaru pielęgniarka Danuta K.-W. dzwoniła do niepełniącej wtedy dyżury oddziałowej, zamiast od razu ratować chorych.
- Wiedziała pani jakie czynności ratownicze podjąć czy nie?
- Wiedziałam, że powinnam pierwsze to pacjentów ratować.
- Wiedziała pani?
- Tak.
- Jednak pani tego nie zrobiła.
- Ratowałam.
Danuta K. odpowiada na pytania przed sądem
Z kolei Monika Sz. nie potrafiła sobie przypomnieć, czy hospicyjne łóżka mieściły się w drzwiach ani odpowiedzieć, dlaczego w trakcie pożaru nie wywoziła śpiących na nich podopiecznych, tylko ciągnęła ich po podłodze.
- Dla mnie był taki odruch, żeby pacjentów wyciągnąć, a nie wziąć ich razem z łóżkiem.
Monika Sz.
Na kolejnej rozprawie 22 grudnia sąd przesłucha m.in. pozostałych pracowników hospicjum.
Słuchaj w: