W maju ubiegłego roku sopocka policja zatrzymała Ryszarda D. , podejrzewając go o podszywanie się pod inspektora Państwowej Inspekcji Pracy i wykonywanie kontroli instalacji elektrycznych w tamtejszych lokalach. Mężczyzna trafił do aresztu, jak się później okazało – niesłusznie. Ryszard D. przedstawił policji autentyczne dokumenty uprawniające go do wykonywania pomiarów urządzeń i instalacji elektrycznych. Chociaż nie był pracownikiem Państwowej Inspekcji Pracy, mógł wykonywać pomiary na terenie całego kraju. Doniesienie do policji złożyła właścicielka jednego z lokali, w których Ryszard D. przeprowadzał pomiary. Uznała, że rachunek wystawiony za usługę jest zbyt wysoki. Poinformowała, że mężczyzna podaje się za inspektora Państwowej Inspekcji Pracy. Wyjaśnienia trwały 2,5 miesiąca. Prokuratura wykazała jedynie braki w wystawianej przez podejrzanego dokumentacji technicznej pomiarów, co Ryszard D. tłumaczył wykorzystywaniem innych formularzy. Postępowanie umorzono.
„Podejrzany nie popełnił zarzucanego mu przestępstwa” – czytamy w uzasadnieniu. „Czasami tak się dzieje” – skomentował pomyłkę prokurator Ryszard Krasiński z Prokuratury Rejonowej w Sopocie, który sprawę umorzył. Postanowienie dotarło do chojniczanina jednak dopiero po trzech miesiącach. Zastępca Prokuratora Rejonowego w Sopocie Hanna Borkowska nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego tak się stało. Tymczaserm dopiero po otrzymaniu postanowienia o umorzeniu sprawy, Ryszard D. mógł na nowo podjąć pracę. Teraz chce walczyć o odszkodowanie za poniesione straty