
Artykuł sponsorowany
W związku z wejściem w życie 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych (RODO) zmieniamy naszą Politykę Prywatności i Regulamin Portalu.
Prosimy o zapoznanie się ze zmianami. Więcej informacji na temat przetwarzania Twoich danych osobowych znajdziesz tutaj:
Zamknij oknoPosłuchaj rozmowy z Kazimierzem Czapiewskim z Klawkowa koło Chojnic. Od tygodnia mężczyzna wraz żoną przebywa na kwarantannie domowej.
Kazimierz i Krystyna Czapiewscy z Klawkowa koło Chojnic tydzień temu wrócili z Filipin. fot. archiwum prywatne
Kazimierz i Krystyna Czapiewscy z Klawkowa koło Chojnic tydzień temu wrócili z Filipin. Od tego czasu przebywają na kwarantannie domowej. O tym, jak w ich przypadku wyglądały wszystkie procedury związane z kwarantanną Kazimierz Czapiewski opowiadał w niedzielne popołudnie (22.03.) w radiu Weekend FM. Telefonicznie rozmawiał z nim Mateusz Dublinowski.
Posłuchaj rozmowy z Kazimierzem Czapiewskim z Klawkowa.
Rozmowa z panem Kazimierzem z Klawkowa
Procedury
Po wylądowaniu w Warszawie państwo Czapiewscy musieli wskazać miejsce, w którym odbywać będą kwarantannę. Otrzymali też broszurki z instrukcją, co robić podczas kwarantanny. Według niej mieli zgłosić się do sanepidu.
Pierwszy telefon do sanepidu
– Zgłosiliśmy to. Po pierwszym telefonie tylko powiedziano nam, że mają zebranie i oddzwonią do nas później, bo teraz nie wiedzą, co i jak - mówi Kazimierz Czapiewski z Klawkowa. Do końca dnia nikt nie zadzwonił. Na następny dzień zadzwoniłem znowu i wtedy spisali nasz numer PESEL, nasze dane, gdzie jesteśmy, no i że będą nas mieć pod opieką. Ale żadnych konsultacji z żadnym lekarzem, nic takiego nie było. W razie objawów mieliśmy dzwonić do sanepidu.
- Codziennie jest kontrola służb mundurowych, policji. Przyjeżdżają, sprawdzają, bez kontaktu, tylko telefonicznie musimy się pokazać czy jesteśmy - mówi pan Kazimierz.
Środa. Pierwszy telefon z sanepidu
- W środę mieliśmy telefon z sanepidu, że będą się z nami codziennie kontaktować. Wtedy pierwszy raz wspomniałem, że mam troszeczkę podwyższoną temperaturę i lekko bolą mnie plecy - mówi Kazimierz Czapiewski.
Czwartek. Drugi telefon do sanepidu
- W czwartek po południu te dolegliwości już się na tyle zwiększyły, że żona zadzwoniła na telefon alarmowy. No to dostaliśmy taką informację, że np. oni nic nie poradzą, nikt nie przyjedzie, najszybciej może po niedzieli. Może. Bo nie mają w ogóle takich możliwości. No i doradziła pani, żeby zbić jeżeli się da temperaturę to będzie dobrze i dzwonić do przychodni.
Pierwszy telefon do przychodni
Ze względu na pogarszający się stan pana Kazimierza, do przychodni zadzwoniła jego żona. Tutaj, jak relacjonuje powiedziano jej, żeby niezwłocznie skontaktować się z sanepidem. - Oni mają nas odwieźć do Gdańska na wymaz, bo to są podejrzenia na koronawirusa - usłyszała Krystyna Czapiewska.
Trzeci telefon do sanepidu
- Sanepid już wtedy nie chciał odbierać telefonu, nie wiem, no to już była godzina późniejsza. Córka przywiozła mi paracetamol. Zażywałem po dwie, trzy tabletki tak co dwie, trzy godziny. Przechodziło i z powrotem. Ale temperatura zeszła. Jakoś noc, tak można powiedzieć, przeżyłem „na czterech”, trochę na siedząco, jakoś przeżyłem.
Piątek. Czwarty telefon do sanepidu
- Rano było jeszcze ok. W południe w piątek dostałem takiego ataku silnego, że żona jak mnie widziała, ja byłem "na czterech" na ziemi. Dzwoniła do sanepidu na jeden numer, drugi numer, alarmowy. Nic. Kilkakrotnie dzwoniła pod te numery, nikt się nic nie odezwał.
Drugi telefon do przychodni
- Żona dzwoniła do przychodni. W przychodni mówią, że on mogą współczuć, oni nic nie zrobią, bo nie mają takich możliwości, żeby do nas dojechać.
Telefon do szpitala
- Żona dzwoniła do szpitala w Człuchowie, bo się dowiedzieliśmy, że jest tam oddział zakaźny. Dowiedziała się, że mają oddział zakaźny, jest przygotowany, ale nie mają transportu, żeby do nas przyjechać. Poradzili, że jedyna możliwość to udać się do Gdańska na wymaz, ale musimy jechać sami.
- Tu jest trochę parodia, bo będąc na kwarantannie jechać do Gdańska, taką drogę? - pyta pan Kazimierz. Ja nie mogłem z bólu wytrzymać, żona w stresie. No i żona, nie wiedząc, co ma zrobić, zaczęła dzwonić po znajomych, jednych, drugich roztrzęsiona.
Porada telefoniczna od znajomego lekarza
- W końcu jedni ze znajomych mają znajomego lekarza. Po kilku telefonach zgodził się udzielić porady telefonicznej. Popytał się co, jak, dlaczego? Wypisał receptę, rodzina nam wykupiła, przywiozła. Powiedzmy po półtorej, dwóch godzinach dolegliwości mi przeszły.
- No teraz wiem, że żyję i jakoś tę kwarantannę mogę przeżyć - mówi Kazimierz Czapiewski.
#ZostańWDomu.Posłuchaj.
#WeekendWDomu
Słuchaj w: