
Artykuł sponsorowany
W związku z wejściem w życie 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych (RODO) zmieniamy naszą Politykę Prywatności i Regulamin Portalu.
Prosimy o zapoznanie się ze zmianami. Więcej informacji na temat przetwarzania Twoich danych osobowych znajdziesz tutaj:
Zamknij oknoSąd pytał m.in. o kontrolę, jaką straż przeprowadziła tu 10 miesięcy przed tragicznym wydarzeniem.
Były liczne nieprawidłowości i decyzja administracyjna, która nakazywała ich usunięcie do końca roku 2019 - tak o kontroli straży pożarnej w chojnickim hospicjum, przeprowadzonej tu na 10 miesięcy przed tragicznym w skutkach pożarem z 6 stycznia 2020 roku, mówiła wczoraj (21.12) przed sądem świadek Alicja K. Była strażaczka pamiętała, że w obiekcie m.in. nie było wtedy podziału na strefy pożarowe. Ale nie tylko:
- Nieprawidłowości dotyczyły również wydzielenia pożarowego kotłowni gazowej, przeglądu instalacji użytkowej, szkolenia przeciwpożarowego pracowników, aktualizacji instrukcji bezpieczeństwa pożarowego, wyposażenia w hydranty wewnętrzne.
Alicja K.
Wszystkie te uchybienia nie były jednak rażące i - jak zeznała świadek - nie wpływały na bezpośrednie zagrożenie życia przebywających w hospicjum osób. A tylko w takim razie straż mogłaby wyłączyć placówkę z użytkowania.
Alicja K. jednak, tak jak zeznający na jednej z wcześniejszych rozpraw drugi kontroler z chojnickiej straży pożarnej, także zauważyła, że do dnia pożaru w hospicjum nadal istniały wytknięte niemal rok wcześniej nieprawidłowości. M.in. wciąż nie było tu hydrantów.
Pozostali świadkowie, czyli strażacy, którzy byli w hospicjum nad ranem 6 stycznia, widzieli wybitą szybę w głównych drzwiach i końcówkę ewakuacji pacjentów: wynoszono ich na rękach, na prześcieradłach albo wywożono na wózkach inwalidzkich. Koledzy mieli im później mówić, że szybę wybito, bo personel nie mógł znaleźć kluczy, a łóżka z chorymi nie mieściły się w futrynach.
- Strażacy mówili o dużym zadymieniu, też się pojawiła informacja o łóżkach, że nie mogli razem z łóżkami wyjechać, tylko trzeba było osoby wynosić na wózkach inwalidzkich czy prześcieradłach.
Marcin W.
Mówił sądowi świadek Marcin W.
Przypomnijmy, w pożarze w chojnickim hospicjum Najświętszej Marii Panny w styczniu 2020 roku zginęły cztery osoby - wśród nich mężczyzna, który zaprószył ogień papierosem. 20 innych było rannych. Na ławie oskarżonych zasiadają kierujący placówką Barbara Bonna i Jerzy Krukowski, których prokuratura oskarża o niedopełnienie obowiązków w zakresie ochrony przeciwpożarowej i nieumyślne spowodowanie śmierci pacjentów. Oboje nie przyznają się do winy.

Słuchaj w: