Dla Daszkiewicza, cała sprawa jest „marginalna i nic nieznacząca”. „Profesor PWSH to nie jest tytuł, tylko stanowisko w tej szkole i tak jest to również sformułowane w mojej umowie o pracę”, tłumaczy rektor. „Nawet na pieczątce przed moim nazwiskiem stoi „dr”, a dopiero pod spodem jest stanowisko – profesor PWSH”, dodaje Daszkiewicz.
Umowę o pracę z rektorem zawierał przed dwoma laty… sam Stanisław Lamczyk. Zawiadamiając o rzekomym wykroczeniu popełnionym przez rektora, tłumaczył, że ten przedstawiał się wtedy jako profesor. „Później jako poseł poznałem prawo i doszedłem do wniosku, że pan Daszkiewicz profesorem nie jest”, zeznał Lamczyk.
Poseł powoływał się przy tym na artykuł 114 ustawy „Prawo o szkolnictwie wyższym”, który mówi, że „na stanowisku profesora nadzwyczajnego może być zatrudniona osoba posiadająca stopień naukowy doktora habilitowanego lub tytuł naukowy profesora”. A tych Janusz Daszkiewicz nie ma.
Jednak ta sama ustawa w artykule 264 mówi, że „osoba zatrudniona na stanowisku profesora przed dniem wejścia w życie ustawy […], pozostaje na tym stanowisku”.
Sprawę badała chojnicka policja, potem akta trafiły do sądu. „Zarzucany czyn to wykroczenie, więc rozprawa odbędzie się w wydziale grodzkim”, informuje Danuta Czarnecka-Kawa, prezes Sądu Rejonowego w Chojnicach.
Jak poinformowała nas prezes Czarnecka-Kawa, „Januszowi Daszkiewiczowi zarzuca się, że w okresie od 1 października 2005 r. do 15 października 2006 r. w Chojnicach publicznie używał tytułu profesora PWSH, do którego używania nie miał prawa. Czyn ten dotyczy art. 61 paragraf 1 Kodeksu Wykroczeń. Rozprawę wyznaczono na 17 kwietnia. ”
Poseł Stanisław Lamczyk w ciągu ostatnich kilku dni był dla nas nieuchwytny. W wypowiedziach dla prasy przyznawał, że doniesienie do prokuratury złożył „poniekąd z zemsty”.
Dodajmy, że znowelizowana ustawa zlikwidowała stanowisko kanclerza, które w Pomeranii piastował poseł Lamczyk. Jego obowiązki przejął właśnie rektor Daszkiewi