Na początku byłem jedyną osobą, która weszła do sali rozpraw. Prokurator dotarł na salę spóźniony, oskarżonego nie było w ogóle, ale to akurat nie stałoby na przeszkodzie do rozpoczęcia procesu odwoławczego. Co innego, gdy w sądzie nie stawia się obrońca. Filip Redlarski na 26 minut przed rozprawą przysłał do Sądu Okręgowego w Słupsku maila z wnioskiem o odroczenie terminu. Argumentował to awarią miski olejowej w swoim samochodzie, wykrytą o 7.45 podczas planowanej wcześniej wizyty w warsztacie. Sędzia Agnieszka Niklas-Bibik zapowiedziała jednak, że sprawa zostanie skierowana do Rady Adwokackiej, która oceni czy działanie pełnomocnika Mirosława B. nie stanowi rażącego naruszenia obowiązków obrońcy. Jak ustaliła, Filip Redlarski miał możliwość dotarcia do sądu środkami komunikacji publicznej. Z Koszalina do Słupska mógł dojechać aż czterema pociągami. Sędzia krytycznie oceniła też umawianie przez adwokata wizyt w warsztacie, w dniu planowanej od dawna rozprawy. Tak czy inaczej sąd zgodził się na odroczenie rozprawy, nie chcąc pozbawiać oskarżonego prawa do obrony.

relacja