Amerykanie nie mówią o ofiarach, natomiast Teheran twierdzi, że zginęło 80 "amerykańskich terrorystów". Władze w Teheranie otwarcie deklarują, że to odwet za zabójstwo irańskiego generała Kasema Sulejmaniego. Donald Trump napisał na Twitterze, że "wszystko jest w porządku".

Do pierwszego ataku doszło na bazę lotniczą Al-Asad, w zachodniej części Iraku. Stacjonują tam głównie amerykańscy żołnierze, ale także inni wojskowi skierowani w ramach międzynarodowej koalicji walczącej z Państwem Islamskim. W serii dwóch ostrzałów, na bazę spadło, według różnych źródeł, do 12 rakiet. Drugi cel to lotnisko wojskowe w pobliżu miasta Irbil na północy Iraku.

Pentagon poinformował, że nie ma dotąd informacji o zabitych i obecnie ustalana jest skala zniszczeń.

Po informacji o ostrzale w Białym Domu pilnie zebrali się prezydent Donald Trump oraz jego sekretarze Stanu i Obrony. Wystąpienie amerykańskiego przywódcy planowane jest jednak dopiero za kilka godzin.

Głos zabrała już z kolei strona irańska, która przyznaje się do ataku i tłumaczy to odwetem za niedawne zabicie w amerykańskim nalocie drona ważnego irańskiego gen. Kasema Sulejmaniego. Władze w Teheranie przestrzegły przed dalszą eskalacją napięcia i wezwały amerykańskie wojska do wycofania się z regionu.